niedziela, 29 lipca 2018

Plażowiczka


Plaża to idealny teren do obserwacji życia, a inspiracji nam nie zabraknie. Od razu też zaznaczę, że opowieść nasza dzieje się na niedużej plaży nad jeziorem, a nie na tej nadmorskiej słynącej z parawaningu. I jeszcze jedna ważna uwaga: jakakolwiek zbieżność postaci i sytuacji jest przypadkowa, a opowieść jest wytworem mojej wyobraźni. Miłej lektury!
  
Na plaży, ludzie rozbierają się do naga.
No dobra, prawie do naga, ale ponieważ o wiele więcej nie mają do ukrycia, wykształca to pomiędzy nimi coś na kształt niepisanego porozumienia, że od tej pory nie mają już przed sobą żadnych tajemnic…
Wczoraj na przykład, jednej pani, wystarczył zaledwie kwadrans, abym dowiedziała się więcej o jej życiu niż mógłby powiedzieć mi fejsbuk…
– O Boże! wykrzyknęła wynurzając się z jeziora. – Ale mi sutki mi stwardniały w tej zimnej wodzie! – Teatralnie zakryła dłońmi dowody rzeczowe i spojrzała na mnie porozumiewawczo. Następnie dodała nieco ciszej, ale za to z głębokim westchnieniem: – Pewnie długo mi się to znowu nie przydarzy…
W tym czasie, jej dzieci – całą trójka w wieku lat około 16, 8 oraz 5 – pluskały się nieopodal i beztrosko na płytkiej wodzie, a mąż, milcząco brodził przy brzegu i udawał, że go nie ma.
Pani stanęła na krawędzi plaży tuż obok mnie. Otrzepała się z wody, zdjęła ręce z górnej części kostiumu kąpielowego i popatrzyła czujnym matczynym okiem w stronę swojej gromadki. Szesnastolatek skorzystał z tej okazji, wyszedł z wody i dołączył do nas, a jego mamusia kontynuowała swoje opowieści.
O, tego na przykład, musiałam prowadzić na smyczy, jak był mały – spojrzała w górę na syna. – Ciągle mi uciekał i wszędzie wchodził. Dosłownie wszędzie!
– Oj, mamo! – zaprotestował nieśmiało syn, ale mama pogłaskała go po głowie, więc umilkł.
Nawiązałam z panią kontakt wzrokowy, żeby zachęcić ją do kontynuacji zwierzeń, a wtedy ona uśmiechnęła się do mnie porozumiewawczo i dodała:
– Ale pozostałą dwójką już się tak nie przejmowałam…
Znowu pokiwałam głową, bo po pierwsze, mam podobny model, a po drugie, co innego mogłam zrobić. Pani najwyraźniej spodobało się moje aktywne słuchanie, gdyż podjęła kolejny temat. Tym razem o wiele mocniejszy, ale cały czas z uśmiechem na twarzy…
– Nie rozumiem, dlaczego od nas, to znaczy od kobiet, oczekuje się aktywności i gotowości przez 24 godziny na dobę! W pracy haruję za trzech, a później w domu też! Trzeba posprzątać, obiad ugotować, lekcje odrobić, a potem w nocy mam jeszcze robić „A!, A!, A!”… Z entuzjazmem, oczywiście!
          Pani umiała opowiadać. Słuchałam zafascynowana, jej najstarszy syn również i nawet się nie zarumienił. Najwyraźniej wiedział o czym mama mówi, takie mamy teraz dojrzałe i mądre dzieci… Za to jego tata wprost przeciwnie, przez cały czas naszej rozmowy udawał, że go nie ma. Zakończył swój spacer po wodzie i omijając nas łukiem, z wzrokiem skierowanym w inną stronę, udał się na rodzinny koc. Młodsze dzieci podążyły za nim, przytulając się po drodze czule do mamy. Najmłodsza została, a mama wykorzystała tę sytuację, by poprawić jej warkoczyki. Jednak jej czujnemu matczynemu oku nie umknęło nic, co działo się dookoła i wymagałoby reakcji. Trzeba przyznać, że miała mistrzowską podzielność uwagi!
– Maks, nie chlap na koc! Nie mam ochoty siedzieć potem na mokrym! – krzyknęła głośno i wyraźnie do średniej latorośli. A potem do męża – Daj mu jakieś suche majtki, bo znowu się przeziębi!
Po czym, odwróciła się do mnie i po raz kolejny zmieniła temat. 
  Obserwuje tę kobietę w czarnym kostiumie odkąd tu przyjechaliśmy. Tę, tam, w takim jednoczęściowym, z białą falbanką – opisała rzeczowym tonem, jednocześnie kątem oka wskazując mi właściwy kierunek. – I cały czas się zastanawiam, czemu ona co godzina wchodzi do wody. Regularnie! Nawet nie pływa, tylko wchodzi i wychodzi… Ciekawe, co ona tam robi?
         Ja nie miałam pomysłu, za to córeczka w warkoczykach spojrzała na mamusię niewinnymi oczętami.
– Siku – odpowiedziała zwięźle. – Ja też tak robię.
I to był koniec naszej rozmowy, bo mamusia zgarnęła córeczkę, rzuciła mi „do zobaczenia” i poszła do swoich na koc.
A ja miałam taką ochotę na więcej…

Ale… Puenta tej opowieści będzie zupełnie inna:
Zarówno opowieści plażowiczki, jak i jej troska o bliskich, i to że spędzali razem czas, i jak się o siebie nawzajem troszczyli, było autentyczne, nie na pokaz. Nie po to, by wrzucić kolejną fotkę na fejsbuka, czy insta. Pamiętajmy o tym, żyjąc nasze własne życia. Rozglądajmy się dookoła, patrzmy i zobaczmy, słuchajmy i usłyszmy, troszczmy się o siebie... Czasem sobie pogadajmy, ale żyjmy!
Bo prawdziwe życie jest w realu, nie na portalu, i tylko tu doświadczymy tego, co najlepsze…