piątek, 14 września 2018

Czy chcielibyście przeżyć koniec świata?


Przeczytałam ostatnio, że amerykańscy miliarderzy na potęgę wykupują ziemię w Nowej Zelandii i budują tam sobie wypasione schrony. Żeby przetrwać tsunami, trzęsienie ziemi, wybuch bomby atomowej czy też inny kataklizm, który zafunduje naszej planecie totalną zagładę, czyli tak zwany koniec świata.
Gratuluję im serdecznie inicjatywy, ale nie zazdroszczę.
Bo dla mnie koniec świata oznacza, że to, co mamy, co znamy i lubimy zostanie całkowicie zmiecione z powierzchni Ziemi i zostanie... goła ziemia. Jeżeli w ogóle cokolwiek się ostanie...
Zadaję więc sobie pytanie: czy chciałabym wtedy żyć?
Namyślam się długo i głęboko, po czym odpowiadam sobie szczerze: nie.
Nie mam ochoty zostać jednym z ostatnich kilkunastu ludzi na gołej Ziemi i ziemi, i spędzić resztę swoich dni, a może nawet lat, w towarzystwie siedmiu miliarderów, ich żon, rodzin, psów, kotów i kochanek.

Wybieram huczny koniec świata w doborowym towarzystwie pozostałych 7,6 miliarda ludzi.

Do zobaczenia!