wtorek, 8 maja 2018

Czy lubimy rowerzystów


Czy lubimy rowerzystów?
To pytanie z gatunku: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Jeśli siedzimy właśnie na siodełku rowerowym i jedziemy sobie niespiesznie na rowerową wycieczkę – oczywiście bardzo lubimy. 
Z kolei, jeśli właśnie jedziemy samochodem i rowerzysta dosłownie wskakuje nam przez maskę, a my musimy gwałtownie zahamować i pojazd za nami wjeżdża na w tył, wtedy wprost przeciwnie. Wtedy bardzo tego konkretnego rowerzysty nie lubimy. Więcej, pod wpływem emocji zaczynamy generalizować i kląć na wszystkie rowery na świecie. 
A dałoby się tego uniknąć w bardzo prosty sposób. 
Gdyby zarządy dróg miejskich, czy kto tam zarządza ścieżkami rowerowymi pomyśleli przez chwilę, zanim ustawią przejazdy tras rowerowych na pierwszeństwie w stosunku do ruchliwej ulicy. 
W naszej okolicy są trzy takie miejsca, do tego z bardzo ograniczoną widocznością. Kierowca samochodu może nawet bardzo chcieć dostrzec, czy z prawej jego strony nie nadjedzie wkrótce rowerzysta, ale jest to fizycznie niemożliwe. Nie mamy niestety obrotowej głowy, która mogłaby zerknąć w bok pod kątem 120 stopni… Zatrzymujemy się więc, odwracamy całe ciało w prawo i wypatrujemy rowerzysty. Nie ma. Odwracamy się zatem z powrotem w kierunku jazdy, ruszamy wolno, a wtedy nagle… hop i rowerzysta już się przed nami zmaterializował. A w nas wjechał samochód jadący za nami...
Dlatego drodzy projektanci dróg i ścieżek rowerowych oraz drodzy ustawodawcy, zastanówcie się proszę, czy to jest rzeczywiście bezpieczne dla wszystkich użytkowników ruchu drogowego, żeby  rowerzysta zawsze ma pierwszeństwo przejazdu. To jawna dyskryminacja, także w stosunku do pieszych, którzy nie mają prawa wskoczyć na przejście dla pieszych. Powinni się zatrzymać, rozejrzeć uważnie, a potem wkroczyć. Tak samo ostrożnie zachowują się kierowcy na skrzyżowaniach równorzędnych. A rowerzysta zawsze ma rację. 
Dopóki…




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz