Gdy zostajemy rodzicami,
zwykle postanawiamy, że będziemy rodzicami idealnymi. Automatycznie
przestawiamy się na funkcję działania i zaczynamy planować, jak nauczyć nasze
dzieci wszystkiego. Nie tylko tego, co sami umiemy, ale także tego, czego sami
nie potrafimy, ale bardzo chcielibyśmy umieć robić np. jeździć konno, grać na
skrzypcach, tańczyć, nurkować oraz mówić płynnie w trzech językach obcych. Tak poważnie
traktujemy swoją nową życiową rolę, że w amoku tych rodzicielskich postanowień zdarza
nam się zapomnieć po co w ogóle to robimy i
komu ta nauka ma służyć. Dlatego warto zacząć od przypomnienia sobie, że
żeby proces uczenia się był skuteczny, nie może działać tylko w jedną stronę. Relacja
mistrz-uczeń jest niezwykle krucha i jak historia pokazuje, nierzadko
zdarza się, że uczeń szybko przerasta mistrza i … przestaje go potrzebować. A przecież my chcemy być
obecni w życiu naszych dzieci, na każdym jego etapie. Wychowanie dziecka jest
ogromną inwestycję, warto więc z niej skorzystać i to o wiele wcześniej niż nam
się wydaje. Nie musimy czekać, aż nasze dzieci dorosną, a my się zestarzejemy.
Wprost przeciwnie, możemy i wręcz powinniśmy zacząć od razu, a korzyść będzie
natychmiastowa i mierzalna, gdyż w sposób naturalny rozwiniemy w sobie mnóstwo
nowych umiejętności, za które na rynku szkoleń trzeba by było sporo zapłacić!
Możemy się od naszych dzieci dowiedzieć rzeczy, o których nie mamy pojęcia lub
o których zapomnieliśmy w procesie naszego dojrzewania. Bo dzieci, w
przeciwieństwie do nas, są bardzo szczere. One zawsze wybiorą to, co jest dobre
dla nich, a białe to dla nich białe, czarne to czarne. Może więc lepiej byłoby
dla nas, gdybyśmy wzięli z nich przykład i nauczyli się dokonywać wyborów,
które są dobre dla nas? Spontanicznie i bez zastanowienia. To kusząca
perspektywa, lecz jeśli ją umiejętnie wykorzystamy, nie tylko pomoże nam ona w
szczęśliwszym życiu, ale także w zrozumieniu otaczającego nas świata, który
pomału przestaje być naszym środowiskiem naturalnym, a zaczyna należeć do
kolejnego pokolenia. Pokolenia naszych dzieci i dzieci naszych dzieci… Nigdy do
końca tego nie ogarniemy, lecz będąc uważnymi rodzicami przynajmniej mamy
szansę poradzić sobie z coraz szybciej zmieniającą się rzeczywistością.
Na tym blogu podpowiem Wam
jak można to zrobić, a przede wszystkim pokażę, że warto.
Jak zejść od czasu do czasu z piedestału wszystkowiedzącego rodzica i
przestawić się z trybu mówienia, na tryb słuchania. Jak przestać się obrażać, a
zamiast tego nauczyć się korzystać z tego, co mówią nam nasze dzieci, a przede wszystkim jak zastosować
tę wiedzę w praktyce. W życiu prywatnym,
w relacjach i skutecznej komunikacji z innymi, a także w pracy. Mój Miszcz ma
obecnie lat 11 i nie przestaje mnie zaskakiwać, a ja nie przestaję z tego korzystać.
Żaden kurs, żadne szkolenie ani nawet studia podyplomowe czy MBA nie dały mi takiej
klasy mistrzowskiej, jaką daje mi bycie uważnym rodzicem. Szczerze polecam, bo
warto zdać sobie sprawę, że jeśli nie zaczniemy tego robić już dzisiaj, jutro może
być dla nas za późno…
- Tato, daleko jeszcze? Jestem już zmęczony.
- Synu, masz jedenaście
lat, twardy musisz być!
- Oj, tato… Ja jestem
twardy, ale każdy ma swoje ograniczenia!
No właśnie, swoje ograniczenia również warto
jest poznać i zaakceptować. Także po to, żeby się nauczyli jak można sobie
czasem trochę odpuścić. Bo przecież nawet doskonałość ma swoje granice…
#dzieci #rodzice #parenting #ispiracja #dobreżycie #rozwój
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz